wtorek, 21 kwietnia 2015

The Balm Nude Tude - recenzja

Amerykańska marka The Balm to zdecydowana kosmetyczna retro-perełka naszych czasów. Na widok jej opakowań nie sposób się nie uśmiechać. Barwne kartoniki cieszą oko, choć ceny nieco zasmucają portfele. Ale czego człowiek nie robi z miłości, prawda?




Na produkty marki The Balm czaiłam się przez pewien czas odkąd tylko usłyszałam o nich na vlogerskiej części YouTube. Kusiły nie tylko pięknymi opakowaniami, które urzekają same w sobie, ale przede wszystkim obłędną zawartością. W końcu uległam i zamówiłam cztery produkty ich firmy: kultowy bronzer Bahama Mama, róż do policzków Hot Mama oraz dwie palety cieni: Nude ‘Tude i Balm Voyage.

Dziś chciałabym zrecenzować tę znaną szerszemu gronu kosmetoholiczek, czyli składającą się z 12 cieni o różnym wykończeniu palety Nude Tude. Do niej przekonałam się jako do pierwszej palety firmy The Balm głównie dzięki kolorom jakie zawiera. Można dzięki niej wyczarować delikatny makijaż dzienny, ale i mocne smokey eye na wieczór. Przede wszystkim jednak – to wspaniała paleta ślubna. Kolory są tak skomponowane, że idealnie nadadzą się do użycia na pannie młodej. Do tego, mimo iż paleta zamknięta jest w kartonowym pudełeczku, to bynajmniej nie jest ono nietrwałe. Wręcz przeciwnie – dzięki temu jest lekkie i świetnie nadaje się w podróż (zawiera lusterko oraz pędzelek).



Poniżej krótkie opisy poszczególnych kolorów i zdjęcia swatchy:

Sassy (impertynencka) – to delikatna, nieco złamana biel, nieco perłowa, ale w dotyku przypomina satynę.
Snobby (snobistyczna) – złamana brzoskwinią żółć o konsystencji identycznej jak cień powyżej.
Stubborn (uparta) – brudny róż o satynowym wykończeniu.
Stand-offish (oschła) – brudny róż opalizujący na złoto z nieco większymi drobinkami.
Selfish (samolubna) – trudny do opisania kolor, coś między zgniłą zielenią, a złotem z wyraźnymi, acz niewielkimi drobinkami.
Sultry (namiętna) – średni, ciepły, matowy brąz do podkreślania załamania powieki.
Sophisticated (wyrafinowana) – chłodny brąz opalizujący na złoto ze złotymi drobinami.
Seductive (uwodzicielska) – ciepły perłowy brąz.
Sexy (seksowna) – cudowne, matowe bordo – mój ulubiony cień!
Silly (głupiutka) – ni to ciemny brąz, ni miedź – ze zdecydowanymi złotymi drobinami.
Serious (poważna) – czarny, głęboki mat.
Sleek (gładka) – ciemny, ciepły, matowy brąz.




Czy o tej palecie można jeszcze coś nowego powiedzieć? Praktycznie cała blogosfera aż huczy od ochów i achów na jej temat. Chyba się do nich przyłączę. Cienie są naprawdę, naprawdę wysokiej jakości (Sleek przy nich? Phi, z czym do ludzi!), mocno napigmentowane, a jednocześnie niesamowicie ciekawe w konsystencji. Są jakby delikatnie wilgotne, kremowe, bardzo miałkie, stąd tak dobrze się nakładają i blendują.

Cienie są dodatkowo bardzo trwałe i wytrzymują aż do zmycia bez jakichkolwiek zmian na oku (z użyciem bazy Artdeco). Moje przebyły chrzest bojowy – przetrwały na powiekach nienaruszone podczas gdy ja przebiegłam 9 km (wstyd przyznać, zapomniałam zmyć przed bieganiem). To już o czymś świadczy.


Swoją paletę zakupiłam na stronie LadyMakeup za 107 zł korzystając ze świątecznych rabatów (normalnie kosztuje ok. 120 zł). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz