Amerykańska marka The
Balm to zdecydowana kosmetyczna retro-perełka naszych czasów. Na widok jej
opakowań nie sposób się nie uśmiechać. Barwne kartoniki cieszą oko, choć ceny
nieco zasmucają portfele. Ale czego człowiek nie robi z miłości, prawda?
Na produkty marki The
Balm czaiłam się przez pewien czas odkąd tylko usłyszałam o nich na vlogerskiej
części YouTube. Kusiły nie tylko pięknymi opakowaniami, które urzekają same w
sobie, ale przede wszystkim obłędną zawartością. W końcu uległam i zamówiłam
cztery produkty ich firmy: kultowy bronzer Bahama Mama, róż do policzków Hot
Mama oraz dwie palety cieni: Nude ‘Tude i Balm Voyage.
Dziś chciałabym
zrecenzować tę znaną szerszemu gronu kosmetoholiczek, czyli składającą się z 12
cieni o różnym wykończeniu palety Nude Tude. Do niej przekonałam się jako do
pierwszej palety firmy The Balm głównie dzięki kolorom jakie zawiera. Można
dzięki niej wyczarować delikatny makijaż dzienny, ale i mocne smokey eye na
wieczór. Przede wszystkim jednak – to wspaniała paleta ślubna. Kolory są tak
skomponowane, że idealnie nadadzą się do użycia na pannie młodej. Do tego, mimo
iż paleta zamknięta jest w kartonowym pudełeczku, to bynajmniej nie jest ono
nietrwałe. Wręcz przeciwnie – dzięki temu jest lekkie i świetnie nadaje się w
podróż (zawiera lusterko oraz pędzelek).
Poniżej krótkie opisy
poszczególnych kolorów i zdjęcia swatchy:
Sassy (impertynencka) – to delikatna,
nieco złamana biel, nieco perłowa, ale w dotyku przypomina satynę.
Snobby (snobistyczna) – złamana
brzoskwinią żółć o konsystencji identycznej jak cień powyżej.
Stubborn (uparta) – brudny róż
o satynowym wykończeniu.
Stand-offish (oschła) – brudny róż
opalizujący na złoto z nieco większymi drobinkami.
Selfish (samolubna) – trudny do
opisania kolor, coś między zgniłą zielenią, a złotem z wyraźnymi, acz niewielkimi
drobinkami.
Sultry (namiętna) – średni,
ciepły, matowy brąz do podkreślania załamania powieki.
Sophisticated (wyrafinowana) – chłodny
brąz opalizujący na złoto ze złotymi drobinami.
Seductive (uwodzicielska) – ciepły
perłowy brąz.
Sexy (seksowna) – cudowne,
matowe bordo – mój ulubiony cień!
Silly (głupiutka) – ni to
ciemny brąz, ni miedź – ze zdecydowanymi złotymi drobinami.
Serious (poważna) – czarny,
głęboki mat.
Sleek (gładka) – ciemny,
ciepły, matowy brąz.
Czy o tej palecie można
jeszcze coś nowego powiedzieć? Praktycznie cała blogosfera aż huczy od ochów i
achów na jej temat. Chyba się do nich przyłączę. Cienie są naprawdę, naprawdę
wysokiej jakości (Sleek przy nich? Phi, z czym do ludzi!), mocno napigmentowane,
a jednocześnie niesamowicie ciekawe w konsystencji. Są jakby delikatnie
wilgotne, kremowe, bardzo miałkie, stąd tak dobrze się nakładają i blendują.
Cienie są dodatkowo
bardzo trwałe i wytrzymują aż do zmycia bez jakichkolwiek zmian na oku (z
użyciem bazy Artdeco). Moje przebyły chrzest bojowy – przetrwały na powiekach
nienaruszone podczas gdy ja przebiegłam 9 km (wstyd przyznać, zapomniałam zmyć
przed bieganiem). To już o czymś świadczy.
Swoją paletę zakupiłam
na stronie LadyMakeup za 107 zł korzystając ze świątecznych rabatów (normalnie
kosztuje ok. 120 zł).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz